Archiwum dla Grudzień, 2013

Luźny zarys projektu „strefy libertariańskiej”

Posted in Uncategorized on 2013/12/18 by ethouris

„To oczywiste, że ludzie nie chcą wojny. Dlaczego jakiś prostak ze wsi miałby chcieć zaryzykować swoje własne życie w imię wojny, kiedy największą korzyścią, jaką mógłby z niej odnieść, byłby powrót do domu w jednym kawałku? Naturalnie, że prości ludzie nie chcą wojny, ani w Rosji, ani w Anglii, ani też w Niemczech. To jest zrozumiałe. Ale to ostatecznie przywódca danego państwa podejmuje decyzję i nie jest rzeczą trudną by pociągnąć za sobą ludzi, nieważne czy będzie to ustrój demokratyczny, faszystowska dyktatura, ustrój parlamentarny czy komunizm”

Ron Paul

„Prawdziwy podział nie jest na konserwatystów i postępowców (rewolucjonistów), ale na autorytarian i libertarian.”

George Orwell

0. Introduction

Muszę zacząć od wyprostowania pewnych pojęć.

Większość historii ludzkości to historia niewolnictwa o różnych odcieniach. Dyskusje o „zakresie wolności obywatelskich” to tak naprawdę dyskusje o tym, ile drobnych przywilejów tyran może łaskawie dać niewolnikom. Jeżeli patrzymy z punktu widzenia wolności na pojęcia demokracji, totalitaryzmu, monarchii, oligarchii i autorytaryzmu – tak naprawdę nie ma między nimi większej różnicy. Z punktu widzenia wolności istnieją tylko dwie główne kategorie systemów państwowych: libertarianizm i tyrania.

Tyrania jest to ideologia organizacji państwowej, która opiera się na dwóch założeniach:

  • Władza musi być w ręku jakiegoś „tyrana” (być może grupy skupionej wokół niego), który ma – jak to się raczył swego czasu wyrazić z rozbrajającą szczerością Polski minister spraw wewnętrznych – „monopol na przemoc”, czyli może sam stanowić prawo i wymuszać jego przestrzeganie.
  • Ów „tyran” musi być kimś lepszym, mądrzejszym i godniejszym, a właściwie to takim „tatusiem”, który musi obywatela „wychować”, a gdy jest nieposłuszny – „skarcić” (stąd tyle miejsca w prawie poświęca się „karom”)

Tyrania zatem jest kompletnym zaprzeczeniem wolności (ponieważ władza może zmuszać do respektowania prawa, którego człowiek nie akceptuje) i równości (ponieważ władza ma specjalne przywileje w stosunku do zwykłych obywateli), a braterstwo w takim systemie istnieje tylko w postaci zorganizowanej przestępczości i nepotyzmu – system państwowy we Francji jest zatem parodią własnej flagi. Tyranią jest zresztą większość współczesnych systemów państwowych, również demokracja, ponieważ władza w demokracji spełnia powyższą definicję, a tyran wybierany co 4 lata nie przestaje być przez to tyranem.

Niemal każdy sądzi, że aby inni respektowali jego prawa, to nad tymi innymi musi właśnie stać jakiś „tyran” z batem (ale oczywiście nie myśli o tym, że nad nim również). Bo „anarchia” oznacza „brak jakichkolwiek reguł”, jeden wielki chaos, krwawe zamieszki, po których znów jakiś tyran będzie musiał wszystkich wziąć za pysk i wysmagać batem – co w najlepszym razie przekształci się znów we współczesną demokrację.

Libertarianie jednak nie idą aż tak daleko, żeby zlikwidować jakiekolwiek prawo. Ma istnieć tylko kilka minimalnie niezbędnych reguł (w liczbie policzalnej na palcach, i to nawet jednej ręki, a najlepiej jeszcze mistrza Yody!), obowiązkowych dla wszystkich (w tym władz stanowiących nowe prawa) i niezmiennych – i tu przede wszystkim mówi się o prawie własności (anarcho-kapitalizm). Wszelkie inne reguły powinny być wyłącznie przedmiotem dobrowolnej umowy. Jedyne, co dobrego można do tego jeszcze dodać, to kilka różnych dobrych pomysłów, projektów i wzorców odnośnie tego jak funkcjonować w strefie bez państwa.

Gdyby bowiem przyjrzeć się, jakimi sprawami zajmuje się ów „tyran”, i porównać to z podobnymi sprawami, które są regulowane za pomocą dobrowolnych umów między ludźmi i organizacjami, okazuje się, że te ostatnie (z konfliktami rozstrzyganymi przez sąd arbitrażowy) są w stanie funkcjonować co najmniej tak samo dobrze. Można zatem taki model stworzyć, a jak to zrobić – podpowiada nam podstawowy element kapitalizmu: wolna konkurencja. Mało kto zauważa, że państwo to po prostu… monopolista. I wszystkie jego wady to są wady monopolu. Dlatego strefę, która ma dawać ludziom najwięcej wolności, zanim wykształci się samoczynnie w „coś”, warto zabezpieczyć jakimś dobrym pomysłem. W skrócie można go przedstawić jako: „wolna konkurencja we wszystkim”.

A teraz spróbuję to rozwinąć.

1. Prawa podstawowe i podział administracyjny

W strefie rządzą trzy prawa podstawowe, do których musi stosować się każdy mieszkaniec, gość i organizacja działająca na jej terenie. Wyróżnia się też tzw. „prawa naturalne”, które mogą podlegać interpretacji sądów, ale powinny być one zindeksowane i zgodne z aktualną wiedzą, aby nie stwarzać niejednoznaczności prawnej. Żadne inne prawo odgórne w strefie nie ma prawa obowiązywać. Prawa podstawowe są to, w skrócie (niżej będzie zamieszczona dokładna definicja):

  1. Prawo umowy: dobrowolne ustalanie reguł i nakaz ich dotrzymywania
  2. Prawo własności: wyłączność w dysponowaniu zasobem będącym własnością, w tym dzierżawy i sprzedaży
  3. Prawo informacji: zgodność tego co jest na papierze, w raportach i ustaleniach między ludźmi z rzeczywistością; jasne i zrozumiałe dla wszystkich określanie reguł, oraz oceny ich spełnienia, również ujawnianie informacji potrzebnych do zawarcia umowy i wykonywania określonych nią czynności

Prawa podstawowe są absolutne i niezbywalne, co oznacza m.in., że nie tylko nie wolno w swoich czynach naruszać żadnego z tych praw, ale i nie wolno w umowie zawrzeć przepisu, który by je naruszał (umowa zawierająca taki przepis może zostać podważona). Nikomu nie wolno nawet zrzec się któregokolwiek z praw podstawowych w stosunku do samego siebie.

Cała strefa podzielona jest na małe obszary ziemskie (istnieje reguła określająca ich maksymalną wielkość, natomiast nie ma minimalnej), dla zobrazowania rzędu wielkości nazwiemy je powiatami (podobne jednostki istnieją na całym świecie: „kreis” w Niemczech, „county” w UK i USA, „kanton” w Szwajcarii itd.). Każdy powiat jest całkowicie autonomiczny i sam rządzi się ustalonymi przez siebie prawami – w tym również może go sobie dowolnie dzielić na mniejsze części z osobnym systemem zarządzania i zestawem praw. Każdy kawałek ziemi na terenie strefy jest czyjąś własnością, w tym np. własnością organizacji powiatowej.

Najważniejszą cechą strefy jest maksymalnie posunięta dobrowolność w każdym aspekcie. Jakiekolwiek dodatkowe ustalenia reguł między ludźmi i organizacjami, poza tym, co jest w prawie naturalnym i prawie podstawowym, istnieją tylko w postaci umów. Przystąpienie danej prywatnej posiadłości ziemskiej do powiatu jest zatem również dobrowolne – właściciel może zawsze zdecydować o przyłączeniu się do innego powiatu lub stworzeniu własnego. Dlatego aby stać się mieszkańcem powiatu, należy podpisać z powiatem umowę. Umowa ta określa wszystkie prawa i obowiązki mieszkańca powiatu, który w ten sposób staje się członkiem tej organizacji. Mieszkaniec takiego powiatu zatem zgadza się na wymogi powiatu, a także na dobrowolne poddanie się „karze” za złamanie praw powiatu, ponieważ podpisał odpowiednią umowę (choć umowa zawiera raczej sformułowanie „rekompensata”). To oznacza również, że powiat nie może sobie w którymś momencie zmienić praw i ogłosić, że od jutra obowiązują nowe regulacje. Jeśli chce to zrobić, musi zaproponować dotychczasowym mieszkańcom powiatu podpisanie nowej umowy, względnie aneksu do istniejącej. Mieszkaniec może się na to nie zgodzić, a powiat może wtedy co najwyżej wypowiedzieć mu umowę, oczywiście z zachowaniem okresu wypowiedzenia i wszelkich warunków wypowiedzenia określonych w umowie. Dlatego rekomenduje się, że jakakolwiek zmiana prawa powinna odbyć się poprzez szerokie konsultacje społeczne – wprowadzanie prawa wbrew mieszkańcom może skończyć się wyborem rozwiązania umowy zamiast podpisania nowej. To jest też powód, dlaczego tak ważne są ograniczenia liczebne i powierzchniowe powiatu – po przekroczeniu pewnej wielkości takie „konsultacje społeczne” są czystą fikcją.

2. Pojęcia podstawowe

Prawa podstawowe również muszą opierać się o definicje różnych podstawowych pojęć. Nie będę wyjaśniał na razie wszystkich, a jedynie te niezbędne:

  • osoba fizyczna. Pod tym pojęciem rozumiana jest każda istota żywa, która posiada zdolność rozumienia praw podstawowych i podjęła zobowiązanie do ich przestrzegania. Każda istota żywa, która tego warunku nie spełnia, jest zasobem(*) (ALE UWAGA: patrz prawo naturalne, w szczególności prawo pochodnych)
  • podmiot. Jest to osoba fizyczna(*) lub organizacja(*).
  • zasób. Jest to, generalnie mówiąc, wszystko to, co może być fizycznie zidentyfikowane oraz wszystko to, co jest rezultatem pracy lub wytworem natury i powoduje zmianę wartości innego zasobu. Każdy zasób może być „zasobem naturalnym” i wtedy każdy chętny ma możliwość korzystania z niego bez ograniczeń (jeżeli nie uwzględniamy w dzisiejszych czasach przypadku „dobrowolnego zasiedlenia ziemi”, to nie dotyczy to oczywiście terenu ziemskiego i przestrzeni), lub być przedmiotem własności ze strony dokładnie jednego podmiotu(*)
  • umowa. Jest to zestaw reguł uzgodniony pomiędzy dwoma podmiotami(*), które podjęły się ich wypełnienia. Umowa musi mieć przypisaną datę i godzinę zawarcia, ponieważ to rozstrzyga o jej ważności i często zgodności z prawem podstawowym (dokładny opis rodzajów umów będzie niżej)
  • organizacja. Jest to dobrowolne zrzeszenie kilku podmiotów(*), zawiązane na podstawie odpowiedniej umowy. Każda organizacja musi mieć w tej umowie określony zarząd, wraz z podziałem kompetencji przypisanych odpowiednim podmiotom. Poza tym, musi mieć też określone w swoim statucie, kto jest jej członkiem, jakie ma prawa i obowiązki, czy na jakich zasadach mogą być przyjmowani nowi członkowie.
  • transakcja. Czynność przekazania własności zasobu, wykonana w ramach umowy między dokładnie dwoma podmiotami. Umowa może w dowolny sposób regulować wszelkie dodatkowe czynności i regulacje, które są nakładane jako warunek jej wykonania. W wyniku transakcji podmiot, który był dotychczas właścicielem, traci prawo własności do zasobu, a otrzymuje je drugi z uczestników.

Jedym z przykładów takiej organizacji jest konsorcjum, czyli organizacja zawarta w celu dania jej prawa własności do pewnego zasobu, z którego chcą mieć prawo korzystania członkowie konsorcjum (w strefie nie istnieje pojęcie „współwłasności” – każdy zasób może mieć tylko i wyłącznie dokładnie jednego właściciela).

Podobną organizacją jest też powiat, a członkami tej organizacji są mieszkańcy powiatu. Ponieważ powiat jest związany z terenem ziemskim (w tym przypadku zasobem), istnieją następujące możliwe statusy dotyczące ludzi względem powiatu (podaję to jako fizycznie możliwe stosunki dowolnej osoby fizycznej do powiatu):

  • mieszkaniec: można być mieszkańcem tylko w jednym powiecie, albo i w żadnym, niezależnie od możliwości posiadania ziemi gdziekolwiek w strefie i poza nią; mieszkaniec jest uprawniony do uczestnictwa w decyzjach powiatu (może uczestniczyć w wyborze władz i sam do nich kandydować)
  • gość: nie posiada przywilejów mieszkańców, ale wolno mu przebywać na terenie powiatu bez ograniczeń (powiat może przydzielić taki status każdemu, kto nie został imiennie określony inaczej, może wymagać aby gość przebywał wyłącznie pod opieką któregoś mieszkańca, a może też wymagać uzyskania zezwolenia zarządu powiatu na przydzielenie takiego statusu – powiat może też ograniczać czasowo możliwość przebywania gościa ze względów związanych regulacjami podatkowymi)
  • intruz: nie wolno mu wejść na teren powiatu, ale może zaaplikować o taką możliwość (dotyczy powiatów, które wprowadzają restrykcje odnośnie wchodzenia obcych na swój teren)
  • banita: nie wolno mu przebywać na terenie powiatu, powiat może mu nawet zagrozić śmiercią, jeśli to zrobi – taka sytuacja jest możliwa tylko gdy zostanie on uznany za niezdolnego do rozumienia praw podstawowych i nikt nie podejmuje się opieki nad nim (generalnie różnica między banitą a intruzem jest taka, że w przypadku intruza dopuszcza się jeszcze możliwość, że znalazł się on na tym terenie przypadkowo i nie wiedział, że nie wolno mu wchodzić, banita natomiast został wyraźnie poinformowany, że zostanie złapany i ukarany jak tylko ktoś zobaczy go na terenie strefy)

Powiat, jeśli chce, może wybierać zarząd w demokratycznych wyborach, ale nie ma to większego sensu. Wybór powinien bowiem respektować opinie wszystkich wyborców – a wyborcy nie kwalifikują kandydatów jako „najlepszy z możliwych” i „pozostali”, tylko na „najlepszy z możliwych”, „w ostateczności akceptowalny” i „po moim trupie”. Demokracja zaś pozwala, by ci z ostatniej kategorii zostali dopuszczeni do władzy, co może szybko spowodować opuszczenie powiatu przez tych, którzy się na to nie godzą. Respektowanie opinii wszystkich polega na tym, żeby wybrać najmniej kontrowersyjnych kandydatów, aby zminimalizować ryzyko stworzenia w taki sposób „separatystów”. Najlepiej jest zresztą, żeby powiat sam się podzielił na bardzo małe obszary (gminy) i tworzył lokalne zarządy – w tych kwestiach powiat ma również pełną dowolność.

Zaznaczam tu dodatkowo, że podział posiadłości ziemskich jest nie tylko powierzchniowy, ale i przestrzenny. To oznacza, że jeśli posiadasz ziemię, masz do dyspozycji określony teren w poziomie, ale niekoniecznie od jądra ziemi do granic atmosfery. Dla terenu przestrzennego nad i pod ziemią istnieją dwie możliwości regulacji:

  1. Jesteś właścicielem całej przestrzeni w pionie nad swoją działką. Z powiatem wtedy ewentualnie podpisujesz umowę na użytkowanie na wypadek, gdyby chciał tam coś budować, a także na jakiej wysokości zaczyna się pułap przestrzeni powietrznej, w której powiat może zezwalać innym na umieszczanie tam sprzętów latających (i na jakich zasadach tą przestrzeń udostępniasz – niekoniecznie powiatowi). Możesz te części nawet sprzedać powiatowi, czy w ogóle komukolwiek innemu.
  2. Wysokość i głębokość twojej działki jest ograniczona odpowiednimi pułapami. Oznacza to, że możesz kopać doły tylko do pewnej głębokości i budować budynki też tylko do pewnej wysokości. Poza tymi granicami właścicielem przestrzeni zwykle jest powiat – co oznacza, że powiat odpowiada za dopuszczanie sprzętów latających, kopanie tuneli, rurociągów, czy naziemną linię przesyłową.

To oznacza również, że jeśli jesteś właścicielem nieruchomości, to jesteś właścicielem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Reguła ta określa również, że jeśli jesteś np. właścicielem mieszkania w 10-piętrowym budynku, takie mieszkanie jest również twoją własnością w przestrzeni. Możliwość dotarcia do mieszkania oczywiście jest przedmiotem odrębnej umowy (klatka schodowa i winda są własnością kogoś innego), natomiast oczywiście nie wpływa to w żaden sposób na reguły własności nieruchomości. Najmniej kłopotliwe jest oczywiście, jeśli właścicielem terenu, na którym stoi budynek mieszkalny, jest organizacja wspólnotowa, która zrzesza wszystkich właścicieli mieszkań, ale równie dobrze właścicielem tej ziemi może być prywatna osoba – choć jest to nieco kłopotliwe, bo taka własność byłaby związana różnymi mocno ograniczającymi umowami.

3. Jednostki organizacyjne

Najważniejszą jednostką, której istnienie należy do reguł strefy, jest powiat. Powiat rządzi się w całości swoimi prawami, w tym również sam określa obszary (kategorie prawne), w których regulację może pozostawić innej organizacji. Tu właśnie, jako proponowany standard dla wszystkich powiatów, zakłada się istnienie dodatkowej organizacji, która zarządza wszystkimi sprawami, które nie są związane bezpośrednio z terenem ziemskim: państwo (osobiście nie upieram się przy takiej nazwie typu organizacji, ale jest to jedyna sensowna nazwa, jaka mi przyszła do głowy).

Państwo jest dobrowolnie założoną organizacją obywateli strefy, nie związaną z żadnym obszarem ziemskim, poza faktem, że organizacja ta podpisuje zwykle umowę z powiatem, na terenie którego zamierza działać. Jest to wyłącznie kwestia decyzji powiatu, czy chce dopuścić państwo do działalności na swoim terenie, a jeśli tak, to jak określić zakres spraw, które państwo może we własnym zakresie regulować. To oznacza, że powiat powinien w pewnym sensie dokonać podziału spraw na „powiatowe” i „państwowe”, regulować tylko te swoje, a pozostałe pozostawić państwom – przy czym powiat musi mieć też utworzoną organizację swojego własnego „państwa”, które ma istnieć wyłącznie na wypadek, gdyby jakiś mieszkaniec nie chciał zapisać się do żadnego z działających na jego terenie państw.

Państwo, zaznaczam, jest jedynie pomysłem na organizację – żaden powiat nie ma obowiązku współpracować z żadnym państwem, każde może mieć własne. Jest to jedynie dobra platforma do współpracy między powiatami oraz ludzi w poprzek powiatów, a jednocześnie realizacja idei dobrowolnego udziału: jeśli komuś nie podoba się polityka podatkowa państwa i jego organizacja, zawsze może przepisać się do innego, nie zmieniając lokalizacji swojej ziemskiej posiadłości, ani przypisania do powiatu (to ostatnio wiązałoby się z formalnościami odnośnie umowy).

Istnieją dwa najważniejsze zadania państwa: prowadzenie ewidencji działalności gospodarczej oraz edukacja. W związku z tym państwo powinno być jedynym poborcą podatków, zarówno w celu sponsorowania edukacji, jak i z uwagi na współuczestnictwo w funduszach infrastrukturalnych powiatu (państwo już wtedy samo się rozlicza z powiatem). Państwo też powinno być zainteresowane inwestowaniem w rozwój technologiczno-przemysłowy. W tym celu musi mieć możliwość potencjalnego działania na terenie całej strefy, ale i możliwość określania, kto z dobrodziejstw przez nie stworzonych (za pieniądze podatników) będzie miał prawo skorzystać. W tym również wymieniać się osiągnięciami z innymi państwami z obopólną korzyścią.

Współpraca między państwami, a powiatami, z których każdy może stanowić własne prawa, jest wyłącznie kwestią podpisania między tymi organizacjami umowy. Powiat jak najbardziej może nie podpisywać umowy z żadnym państwem. Ale przypisanie prowadzenia działalności do określonego państwa oznacza, że dane przedsiębiorstwo zarówno płaci tam podatki, jak i uzyskuje określone korzyści od tego państwa, w postaci, przykładowo, dostępu do pracowników, w tym wykwalifikowanych – państwo może nie pozwolić firmom z innych państw zatrudniać pracowników, którym sponsorował wykształcenie, chyba że odpowiednio się dogadają w kwestii refundacji kosztów. Dla wszystkich najkorzystniejsza jest sytuacja, w której każde państwo może działać na terenie każdego powiatu. Nie zawsze oczywiście jest to takie proste, ponieważ zawarcie umowy państwa z powiatem oznacza zgodę powiatu na to, że rolę ustalania praw w określonym przez państwo zakresie stanowi ono samo, co nakłada ograniczenia np. na aktualizację umów zawieranych między powiatem a jego mieszkańcami.

Państwa tak samo mogą sobie dowolnie regulować co im się podoba, nawet nakładać ograniczenia na budowę, czy handel ziemią – najwyżej powiat nie zgodzi się na podpisanie umowy z takim państwem, lub zastrzeże sobie prawo do decydowania w tej kwestii. Nikt nie ma obowiązku w żadnym zakresie, za wyjątkiem dotrzymywania prawa podstawowego (czyli w konsekwencji również podpisanych umów).

Istnieją dwie jednostki organizacyjne działające na terenie całej strefy: Forum oraz Naczelny Sąd Arbitrażowy.

Forum składa się z przedstawicieli (delegatów) danego powiatu i stanowi platformę wymiany informacji oraz podejmowania decyzji odnośnie uczestnictwa w różnych Inicjatywach. Za pomocą Inicjatyw Forum powiaty podejmują się różnych wspólnych działań, ustaleń praw, inwestycji i wszystkiego, co mogłoby wymagać współpracy wielu powiatów. Obowiązkowe jest uczestnictwo w forum oraz odpowiadanie na propozycje Inicjatyw – nie ma natomiast obowiązku uczestniczenia w jakiejkolwiek Inicjatywie.

Naczelny Sąd Arbitrażowy jest jedyną instytucją w całej strefie, która ma prawo wydawać wyroki, do których strony muszą się obowiązkowo dostosować. Poza tym wszelkie sądownictwo jest powierzane prywatnym firmom i są to sądy arbitrażowe. Wszystkie sądy mają sądzić wyłącznie według jednego zestawu praw – praw podstawowych – a pozostałe kwestie rozstrzygać w oparciu o prawo naturalne oraz regulacje zawarte w podpisanych przez strony umowach (o sądownictwie będzie dokładniej dalej). Instytucja ta jest jednocześnie organizatorem centralnej bazy danych, która przechowuje informacje o wszystkich notowanych umowach (te, które sygnatariusze zechcieli zgłosić, i których NSA jest jednym z sygnatariuszy), jak również o wszelkich aktach własności do nieruchomości i przypisań ziemi do powiatów.

4. Przykłady realizacji usług globalnych

Czy to może działać? Tak, może. Spróbuję to pokazać na przykładach.

Szkolnictwo, na przykład, nie musi być prywatną sprawą człowieka, który chce się szkolić lub szkolić swoje dziecko. Może być to również realizowane przez Państwo z podatków płaconych przez członków państwa (nie na każdym poziomie, ale powiedzmy, że na podstawowym wymaganym poziomie). Może, czyli inne państwo może edukacji nie sponsorować w ogóle.

Co się więc stanie, jeśli mamy państwo A, które ściąga podatki i sponsoruje z nich szkolnictwo, a państwo B nie będzie w ogóle sponsorować szkolnictwa, i tym samym ściągać niższe podatki? Można powiedzieć, że firmy wtedy przeniosą się tam, gdzie będą płacić niższe podatki, a w państwie A pozostaną tylko w najlepszym razie średnio zarabiający z dziećmi. No tak, ale te dzieci później będą wchodzić na rynek pracy. Żeby móc się zatrudnić u pracodawcy z państwa B, kandydat musiałby najpierw przenieść się do państwa B. Dlaczego musiałby? Oczywiście, jeżeli zarządcy państwa A są głupi, to pewnie nie musi, ale jeśli myślą, to spodziewam się, że zawarcie umowy członkowskiej z państwem X wyklucza możliwość podejmowania pracy u jakiegokolwiek pracodawcy, który nie jest członkiem państwa X, lub przynajmniej państwa Y, z którym państwo X ma podpisaną na tę okoliczność stosowną umowę. Żadne szanujące się państwo nie pozwoli swoim członkom zatrudniać się w firmie należącej do innego państwa, które je „trolluje” brakiem polityki edukacyjnej. Wszystko zresztą sprowadza się do jednej rzeczy: ktoś musi ponieść koszty edukacji. Jeśli te koszty poniosło państwo, to będzie chciało je potem odzyskać w podatkach od firm, które będą ich zatrudniać. Siłą rzeczy więc jeśli ktoś chce się zatrudnić gdzie indziej, to państwo będzie chciało te pieniądze odzyskać w inny sposób – albo bezpośrednio, albo nakazać samodzielne spłacenie (raczej z kredytu bankowego), albo przenieść te zobowiązania do państwa, w którym jest zarejestrowana firma chcąca go zatrudnić. Wszystko w tej sprawie jest możliwe, strony muszą się tylko odpowiednio między sobą dogadać i podpisać stosowne umowy. Sprawę edukacji może nawet prowadzić jakaś firma, która równocześnie osiąga zyski z innej działalności – wtedy po prostu to ta firma ponosi koszty edukacji, co zwykle oznacza, że w ogóle tak wykształcony pracownik może pracować już wtedy tylko w tej firmie, jeśli potencjalny nowy pracodawca nie dogada się w kwestii przeniesienia kosztów edukacji. Wreszcie, obywatel może sam sponsorować swoją naukę, jeśli go na to stać – wtedy nikomu nie jest winien żadnych zobowiązań i może bez przeszkód zatrudniać się w dowolnym państwie, nawet stworzyć własne, jeśli chce.

Inny przykład – drogi. Kto ma budować drogi? W obrębie powiatu drogi sobie buduje powiat tak jak mu się podoba i za swoje pieniądze je utrzymuje. Ale może tego nie robić, może wydzielić odpowiednio teren dla prywatnego właściciela, który zechce zrobić sobie prywatną drogę. Ktokolwiek byłby właścicielem drogi, to ten właściciel sam ustala reguły i różne przepisy drogowe, które tam obowiązują, jak również jakie dokumenty (certyfikaty) musi posiadać ten, kto chciałby z tej drogi korzystać. Wszelkie tego typu przepisy są w gestii właściciela drogi. A co by się stało w przypadku, gdyby właściciel drogi ustanowił na niej zaporowe opłaty, korzystając z faktu, że jest właścicielem unikalnego dobra? Przede wszystkim, powiat może, jak powiedziałem, nakładać ograniczenia na to, co i pod jakim warunkiem można tam budować – więc jeśli właściciel nie zgodzi się na warunki ustalone przez powiat, nie będzie mógł zbudować drogi. Ale nawet gdyby jakoś sprytnie ocyganił powiat i udało mu się zbudować drogę i nałożyć za wysokie opłaty, powiat nadal może podjąć w ostateczności kosztowną nieco, ale jednak inwestycję, która zbuduje drugą drogę, nawet żeby musiał tunelem podkopać się pod drogą albo wiadukt posadzić, a następnie wykluczyć obszar drogi z obrębu powiatu (jeśli droga przecina powiat w poprzek, mogą się nawet podzielić na dwa powiaty i założyć konsorcjum, łącząc się ze sobą przez obrzeża). Wtedy właściciel drogi nie będzie miał skąd brać opłat za użytkowanie i zbankrutuje, a wtedy wierzyciele przejmą jego drogę. Do tego zresztą może też nie dojść z innego powodu – powiat jako zarządca terenu ziemskiego ustala również reguły w jaki sposób ludzie z terenu jednej własności mogą przemieszczać się do innej.

W praktyce oznacza to więc, że nawet w przypadku prywatnego właściciela drogi, powiat ustala z owym właścicielem reguły finansowania i użytkowania. Właściciel zawsze ma pewne pole manewru, ale zawsze też mogą nie dojść do porozumienia, a wtedy powiat może nie pozwolić mu na wejście na swój teren (a przynajmniej zagrozić – bo jeśli by to rzeczywiście zrealizował, to właściciel nie miałby nawet jak dostać się na swoją posiadłość, chyba że helikopterem, i pod warunkiem, że znajdzie jakiś korytarz powietrzny, którego powiat nie zakazał mu używać). Aby uniknąć tego typu problemów drogi powinny być regulowane w następujący sposób: prywatny właściciel drogi musi mieć podpisaną umowę z powiatem na korzystanie po określonej cenie, ewentualnie powiat sam jest właścicielem drogi i decyzje w jej sprawie podejmuje zarząd powiatu.

Tyle w obrębie powiatu. W obszarze większym, niż powiat, jak np. autostrada biegnąca przez całą strefę z północy na południe, to jest już przedsięwzięcie zorganizowane między powiatami – w ramach Inicjatywy Forum. Niekoniecznie wszystkie muszą uczestniczyć w całości przedsięwzięcia. Forum powinno wyjść z odpowiednią propozycją i w efekcie końcowym uzyskać wspólną zgodę co do tego, gdzie i jak ma zostać zrobiona droga. Wszystkie powiaty, które są zainteresowane, powinny ze sobą podpisać stosowną umowę. Tam powinny zawrzeć się wskazania co do przebiegu trasy (w tym punktów stycznych między powiatami), użytej technologii, rozkładu kosztów poniesionych przez określone powiaty. Potem może to być zrobione tylko tak, że do punktów stycznych powiat sam odpowiada za drogę, a może to być tak, że powiaty zawiązują konsorcjum, które w całości dba o drogę. Ponieważ powiat musi mieć na to pieniądze, musi wcześniej zabezpieczyć swoje interesy poprzez odpowiedni fundusz drogowy, z którego sponsoruje m.in. remonty starych dróg, i musi być on tak wyznaczony, żeby mogło też wystarczyć pieniędzy na nowe drogi. Na ten fundusz pieniądze idą z podatków, które państwa zbierają od obywateli jako swoje podatki. Oczywiście fundusze na ten cel mogą wyłożyć również prywatne przedsiębiorstwa, jeśli dysponują odpowiednimi pieniędzmi. W zamian otrzymują udziały w konsorcjach będących właścicielami dróg i otrzymują stosowną działkę z funduszu drogowego danego powiatu.

4. Standardy

Prawo, któremu podlegają ludzie, jest regulowane przez różne instytucje, więc każda instytucja może sobie ustalać prawo takie, jakie jej się podoba, co powoduje, że mogą istnieć potencjalnie najróżniejsze regulacje nakładane przez różne państwa, różniące się między powiatami i państwami. Ponieważ prawo może ustalać zarówno powiat, jak i państwo na jego terenie działające, może dojść w końcu do sytuacji nie tylko konfliktów (te jeszcze daje się rozwiązać, bo to jest kwestia podpisanej umowy). Problem jest co zrobić w przypadku ludzi, którzy nie są mieszkańcami (więc nie podpisali żadnej umowy z powiatem), ale chcą dostać się na ten teren. Teoretycznie powinno się od nich wymagać znajomości prawa, co więcej, potwierdzenia tej znajomości zanim wejdą. Samo potwierdzenie nie jest jeszcze problemem – można postawić w ostateczności szlaban, który sobie samemu trzeba otworzyć, żeby nie było, że ktoś przejechał i nie zauważył. Ale potwierdzenie, że zna się prawo, powinno teoretycznie oznaczać, że ktoś przeczytał całość prawa obowiązującego w powiecie. Ilość praw może być tak duża, że napisanie całego prawa powiatu na jednej tablicy, czy nawet w zestawie broszurek wyłożonych przed wjazdem, żadną miarą nie mogłoby się udać. Dlatego we współczesnych państwach problem ten jest rozwiązywany poprzez ustalenie jednego prawa wszędzie, ewentualnie ustalenie między państwami różnych wspólnych praw. Podobna sytuacja jest w przypadku dróg, które łączą się ze sobą, a na których każdy właściciel teoretycznie mógłby ustalić sobie inne prawo.

Do tego celu służą standardy. Standardy łączą dowolne zestawy przepisów prawnych i wtedy wystarczy, że przepisy określające sposób działania danej organizacji nadmienią tylko określony standard. Oczywiście mogą mieć dodatkowe wymagania poza owymi standardami, ale każdy zestaw wymagań ponad to, co jest określone w jakimś standardzie, komplikuje sprawę. Każdy jak najbardziej może ustalić przepisy jakie chce, ale sam fakt, że jest ich za dużo i zbyt szczegółowe, może spowodować, że wielu nie będzie chciało przez sam ten fakt podpisywać z tą organizacją żadnej umowy. Przewiduję nawet, że wiele sąsiadujących ze sobą powiatów zawiąże specjalne umowy stosowania się do określonych standardów, przez co mogą nawet ustanowić całkowicie, lub przynajmniej w większości, takie samo prawo obowiązujące wszystkich gości. Wtedy granice między sobą będą musiały mieć tylko określone drobne wzmianki o różnicach w stosowanych standardach, lub nawet w ogóle nic (poza oznaczeniem granicy powiatu), jeżeli akurat prawo dotyczące gości na ich terenie jest takie samo.

Przykładów standardów może być wiele, jest to tak abstrakcyjny temat, że może funkcjonować w dowolnej dziedzinie, gdzie cokolwiek jest regulowane. Ze współczesnego życia znamy standardy takie jak np. standardowe licencje oprogramowania, jak licencja GNU GPL, licencja BSD, czy licencja Apache. Ciekawa sprawa, że nie ma standardowej licencji komercyjnej. Pewnie dlatego, że nawet świat oprogramowania nie domyślił się jeszcze, że mogą istnieć licencje parametryzowane. A może po prostu wygodniej jest firmom, że dają długie licencje, składające się w 90% ze standardowych oczywistości, których przeczytanie zajmuje pół godziny, i których nikt przecież nie czyta, ale oczywiście każdy zgadza się na warunki.

Dobrym przykładem użycia standardów jest standard przepisów drogowych. Dla przepisów drogowych standard może być jeden, co najwyżej może być kilka dodatkowych (zależnych od typu drogi) i ewentualnie kilka specyficznych – ale opisanie stanu prawnego drogi w ten sposób nie zajmuje tyle miejsca, co wyłożenie w szczegółach wszystkich przepisów. To samo dotyczy ewentualnych certyfikatów potwierdzających umiejętności poruszania się po drodze, które też powinny być wystawione wedle i regulacja obowiązująca drogę może być taka, że tylko z takim certyfikatem można wjeżdżać na drogę. To samo oczywiście obowiązuje w kwestii ubezpieczeń. Dodatkowo oczywiście trzeba pamiętać o tym, że wiele z dróg może być międzynarodowych i tak czy siak musi spełniać „standardowe” przepisy krajów, z którymi ich te drogi łączą. „Standardem” może być samo określenie typu drogi, który też określa dodatkowe obowiązujące tam reguły (takie jak np. zakaz wjazdu dla pojazdów niezdolnych rozwinąć 40km/h na autostradę).

5. Organizacja całości strefy

W strefie nie istnieje żadne superpaństwo, ani żadna władza, która może odgórnie komukolwiek coś narzucić. Pożądane by było co prawda, aby istniało przedstawicielstwo reprezentujące wszystkie powiaty wobec państw spoza strefy. Takie „superpaństwo” może powstać jako inicjatywa forum, natomiast – jak z każdą inicjatywą – nie ma obowiązku uczestnictwa, a nawet po przyłączeniu się można się z niej później wyłamać (a nawet utworzyć własną, alternatywną inicjatywę odnośnie tej samej sprawy).

Powiatom nie wolno tylko jednego: występować ze strefy libertariańskiej (a dokładnie to dołączać do innego państwa – bo strefa nie jest niczym powiązana za wyjątkiem prawa podstawowego, niestety wiele państw ma problem z respektowaniem strefowego prawa podstawowego – przykładowo, żaden powiat strefy libertariańskiej nie może należeć do Unii Europejskiej, ponieważ traktat akcesyjny jest niezgodny z prawem podstawowym). Nie można tego zrobić, ponieważ przestają wtedy działać umowy oraz rozstrzyganie na podstawie przepisów podstawowych. W takim przypadku złamanie umowy nie może być rozsądzone przez sąd arbitrażowy działający w strefie i wszelkie umowy podpisane z takim powiatem mogą być od razu podważone. Nie ma też powodu, żeby powiat występował ze strefy – może podpisać umowę z sąsiadującym państwem (a dokładnie z państwem wirtualnym pod egidą sąsiadującego państwa) i wtedy wszystko na jego terenie dzieje się tak, jakby do tego państwa należał, różnica jest jedynie taka, że wciąż ma możliwość wypowiedzenia temu państwu umowy. Nie ma z drugiej strony przeszkód, by powiat wyłamał się z podległości NSA (i stworzyć własny). Tylko że wtedy może powstać problem, ponieważ w wyniku braku jednoznacznej instytucji rozstrzygającej może zniszczyć to jakąkolwiek współpracę między jednostkami z rozdzielonych obszarów.

Przepisy podstawowe są dokładnie trzy, te akurat nie obejmują regulacji podziału administracyjnego. Są następujące:

  1. PRAWO UMOWY: Umowa jest regulacją zawartą pomiędzy dowolną liczbą podmiotów (podmiotem jest osoba fizyczna lub organizacja założona przez podmioty). Zawarcie umowy jest równoznaczne ze zobowiązaniem się wykonania czynności i zgodą na bycie poddanym procesom przewidzianym w treści umowy. Umowa jest ważna, gdy została zawarta dobrowolnie. Zakres, na jaki dopuszcza się zawieranie umowy, wynika z fizycznych możliwości zawierającego umowę podmiotu. Jeżeli umowa jest poświadczona dokumentem trwałym, dokument poświadczający umowę jest ważny, jeśli wszystkie strony zawierające umowę zostały w niej wymienione i mogą zostać jednoznacznie zidentyfikowane. Jeżeli stroną umowy jest organizacja, umowa zachowuje ważność nawet w przypadku podziału organizacji lub zmiany jej składu. Połączenie dwóch organizacji w jedną może nastąpić tylko gdy obie są stronami umów o tej samej treści z tymi samymi podmiotami.
  2. PRAWO WŁASNOŚCI: Własność jest to wyłączność dysponowania przez posiadacza posiadanym zasobem (zarówno użytkowania, dzierżawy i sprzedaży). Każdy człowiek jest właścicielem swojego ciała oraz wszystkich zasobów, które otrzymał, wytworzył lub nabył w wyniku transakcji. Wszelkie przekazanie własności może się odbyć tylko i wyłącznie poprzez transakcję podejmowaną na zasadzie umowy. Właścicielem może być osoba fizyczna lub organizacja założona w oparciu o odpowiednią umowę. Każdy podmiot wykorzystujący dany zasób musi być albo jego właścicielem, albo członkiem organizacji, która jest właścicielem (regulacje użytkowania określa umowa z pozostałymi członkami), albo korzysta z zasobu na podstawie odpowiedniej umowy zawartej z właścicielem zasobu. Właściciel danego zasobu jest również odpowiedzialny za wszelkie zmiany stanu w innych zasobach, również naturalnych, spowodowanych przez ten zasób.
  3. PRAWO INFORMACJI: Wszelkie wykonywane w strefie czynności prowadzące do interakcji między podmiotami, w tym również transakcje i zawieranie umów, musi być wykonane z pełną świadomością ustaleń, identycznego rozumienia wszystkich użytych w nich pojęć i postanowień. Do zawarcia umowy, a także do realizacji zawartych w niej ustaleń, każda ze stron jest obowiązana dostarczyć pozostałym wszystkie informacje potrzebne do podjęcia decyzji o jej zawarciu oraz do wykonywania czynności przewidzianych w umowie. Zatajenie jakichkolwiek informacji, lub rozumienie innych rzeczy pod określonymi pojęciami, może być podstawą do podważenia lub unieważnienia umowy lub wycofania transakcji. Informacje nie zawarte w treści umowy, jeśli nie są regulowane przez przepisy podstawowe, uważa się za nie wpływające na treść i regulacje umowy.

Tu przypomnę oczywiście, że w strefie nie istnieje coś takiego jak „współwłasność”. Właściciel zasobu może być zawsze dokładnie jeden i tylko jeden. Jedyna możliwość, by kilka osób „współdzieliło” własność zasobu jest założyć organizację (konsorcjum). Właścicielem jest wtedy organizacja, a jak każdy z jej członków może korzystać z owego zasobu, jest określone w regulaminie organizacji (umowie zawiązującej organizację). To może być też zagnieżdżane: organizacja może być też częściowym udziałowcem jakiegoś zasobu, ale wtedy jako taka też posiada członkostwo w innej organizacji – tej, która jest właścicielem zasobu. Różnica jest o tyle istotna, że jeśli zakłada się organizację, to trzeba w tym celu zawiązać umowę, która szczegółowo określa dozwolone sposoby użytkowania zasobów będących własnością (może je wymienić w umowie, ale to oznacza przypisanie umowy do wszystkich wymienionych zasobów) i kto co może z nim zrobić. Taki „współwłaściciel”, przykładowo, nie może sprzedać zasobu (ponieważ nie jest jego właścicielem), ani nie może sprzedać „części zasobu” (ponieważ właścicielem owej „części zasobu” nie jest również). Może co najwyżej sprzedać swoje udziały w organizacji, która jest właścicielem zasobu, o ile umowa określa, jakie to są udziały, oraz jeśli określony w umowie zarząd organizacji (organizacja musi mieć dokładnie określone kto i na jakiej podstawie podejmuje tam kluczowe decyzje – inaczej umowa zostanie podważona) wyda zgodę na przyjęcie ewentualnego nowego członka do organizacji, nie wspominając już o warunkach opuszczenia organizacji przez poprzedniego właściciela. Oczywiście wszystkie te umowy jak najbardziej mogą być ustne – to niczego nie zmienia (poza trudnością w ustaleniu stanu faktycznego, ale nie oznacza to, żeby to było niemożliwe). Względem prawa właścicielem jest nadal jeden człowiek lub jedna organizacja i prawo do użytkowania lub dysponowania prawami do zasobu są takie, jak zostało to określone w umowie.

Rozumiem wątpliwości, które narosły wokół pojęcia organizacji i ewentualnego koniecznego zapisu w prawie, ale tak naprawdę regulowane jest to poprzez prawo podstawowe. Reguła prawa własności jest taka, że właściciel musi być podmiotem, a więc jeśli nie organizacją, to osobą fizyczną – to znaczy, musi mieć świadomość własnych praw i rozumieć prawo podstawowe. Jeżeli więc jest to jakikolwiek byt abstrakcyjny, niech by był nawet stworzony przez człowieka, który ten warunek spełnia (a organizacja, w której jasno określi się, kto podejmuje tam kluczowe decyzje, ten warunek spełnia) – może być właścicielem. Oczywiście odnosząc się do motywu wspomnianego przez Isaaca Asimova, czyli czy stworzona przez człowieka sztuczna inteligencja może być samodzielnie funkcjonującym obywatelem, odnosi się tak samo do tego przypadku. Jeżeli jakikolwiek sąd rozstrzygający konflikt z udziałem takiego „robota” potwierdzi, że posiada on zdolność rozumienia i wdrażania prawa podstawowego, może jak najbardziej być właścicielem (fakt, czy jest samodzielnym właścicielem, czy ktoś nim od środka steruje, jest akurat od tego niezależny – w przypadku jakiegokolwiek sztucznego tworu musiałby on zostać uwolniony od oryginalnego właściciela na jego życzenie, natomiast w przypadku człowieka bycie czyjąś własnością jest niemożliwe z powodu jasnego określenia przypadku „człowieka” w definicji prawa własności).

Interpretacja praw podstawowych jest w ogóle zdecydowanie szersza, niż mogłoby się wydawać. Przykładowo, jeśli umowa z państwem obejmuje dobrowolne poddanie się karze za udowodnione przewinienie, to oskarżony obywatel musi ponieść określoną karę – ale skoro naruszenie przepisów umowy nastąpiło z przyczyn od strony umowy niezależnych, nie może być on za to ukarany (prawo umowy – 1). Jeżeli oskarżony człowiek dopuścił się kradzieży, zabójstwa, gwałtu, pobicia, spowodował wypadek samochodowy, zdefraudował pieniądze itd., i zostało mu to udowodnione, to niezależnie od tego, czy powiat, na terenie którego do zdarzenia doszło, ma w swoim prawie określone te rzeczy jako odpowiednio karalne, jest on winny złamania prawa podstawowego i poszkodowany może wytoczyć komuś takiemu proces niezależnie od jakichkolwiek ustaleń umów między dowolnymi stronami (prawo własności – 2). Jeżeli wina nie jest z kolei wystarczająco udowodniona, ewentualnie oskarżyciel nie udostępnił wszystkich informacji pozwalających rozstrzygnąć sprawę, sprawa nie może być rozstrzygnięta na niekorzyść oskarżonego (prawo informacji – 3). Tu dodam dodatkowo, że jeżeli umowa narusza którekolwiek prawa podstawowe, może być przez sąd podważona, a wyrok może być bardzo różny (sąd może nakazać wykreślenie określonych regulacji z umowy, może podważyć umowę i nakazywać nie wykonywać wymaganych w niej czynności lub wycofać niektóre z już wykonanych – to zależy od tego, jakie rozwiązanie będzie najlepsze dla wszystkich stron umowy).

To oznacza, przykładowo, że każdy przepis w umowie, który określa karę pieniężną za nie zastosowanie się do jakiejś regulacji, może zostać łatwo podważony – ponieważ jest on sprzeczny z prawem własności (nie można nikomu zabierać pieniędzy, ani kazać ich zapłacić, jeśli nie jest to uzasadnione przepływem wartości w drugą stronę – transakcją, opłatą za użytkowanie, odszkodowaniem, wyrównaniem strat itp.; oczywiście może istnieć coś takiego jak „darowizna”, ale darowizna jest czymś, co wychodzi z inicjatywy dawcy i nie może być przez nikogo „żądana”). Natomiast wystarczy w zupełności zamiast „kary” użyć określenia „opłata za użytkowanie” lub „rekompensata” i już tego podważyć nie można (teoretycznie też można by się przyczepić do tego, czy opłata za użytkowanie przy zerowych kosztach właściciela jest uzasadniona – ale właściciel zawsze ma prawo ustanowić opłatę od użytkowania swojej własności jak mu się podoba i nie musi się z tego tłumaczyć). Przykładowo, parking pod hipermarketem (nawiasem mówiąc, to rozwiązanie jest do zastosowania już dziś w większości państw na świecie, tylko pod warunkiem, że kierownictwo takiego marketu nie posiada mentalności oprawcy) może wprowadzić zasadę, że parkowanie jest płatne, przy czym za zajęcie jednego miejsca nic się nie płaci, natomiast za zajęcie więcej niż jednego miejsca oraz za parkowanie w miejscu nie oznaczonym jako parking płaci się 500zł za godzinę. Nie jest to kara, jest to opłata za użytkowanie terenu. Jeżeli natomiast byłoby określone, że parking jest „bezpłatny”, ale obowiązuje kara za niewłaściwe parkowanie, sąd regułę o karze podważy bez problemu, ponieważ nie jest to żądanie zapłaty za użytkowanie zasobu, ani odszkodowanie (takowe zresztą należałoby dodatkowo oszacować). Podobnie za jazdę środkami komunikacji miejskiej opłata może wynosić, powiedzmy, 5zł, jeśli posiada się skasowany na bieżący kurs bilet, lub 500zł, jeśli się go nie posiada, płatne na wezwanie kontrolera. O ile kojarzę, to gdzieś w którymś mieście tak to nawet dokładnie było napisane: opłata (a nie „kara”) za jazdę bez ważnego biletu – jak widać, można znaleźć osoby, które nie uważają „tyranii” za jedyny słuszny system zarządzania.

Przepisy dotyczące podziału terytorialnego określają jedynie dwie sprawy:

  • Powiat jest organizacją związaną z jednolitym obszarem ziemskim, zrzesza prywatne posiadłości, których właściciele zgodzili się do niego przystąpić (plus pozostały teren, którego sam jest właścicielem) oraz ludzi, którzy mają status mieszkańca tego powiatu. Całkowicie dobrowolne jest pozostawanie na terenie powiatu, występowanie z powiatu, przyłączanie się do innego powiatu, a także tworzenie własnego – jedynym warunkiem zmiany granic powiatów jest posiadanie nieruchomości oraz zachowanie ciągłości terenu.
  • Istnieje określona maksymalna powierzchnia, jaką może zajmować powiat. Wielkość ta jest ustalana odgórnie w momencie utworzenia strefy (proponowanym rozwiązaniem jest wzór 150*150*150 ludzi przy gęstości zaludnienia 3000 os/km2, tzn. powiat może liczyć maksymalnie tyle mieszkańców i zajmować maksymalnie tak obliczoną powierzchnię). Forum strefy może te reguły później zmodyfikować, ale do tego potrzebna jest zgoda wszystkich powiatów bez wyjątku.

6. Sądownictwo

Wszelkie rodzaje złamania prawa podstawowego – a jest to jedyne prawo w strefie (przypominam, że prawo powiatowe wynika z podpisanej umowy) – tworzy coś, co można określić ogólną nazwą „konflikt prawno-arbitrażowy”. Konfliktów jest dużo rodzajów, choć każdy sprowadza się do jednego: prawo podstawowe LUB prawo naturalne nie było respektowane i doszło do jednorazowego lub ciągłego naruszenia stanu zasobów. Przypominam, że wyjściowy stan zasobów jest taki, że mogą istnieć:

  • zasoby naturalne, które nie są niczyją własnością. Zasób naturalny może być zawłaszczany, ale tylko i wyłącznie przez właściciela terenu ziemskiego, na którym ów zasób powstał, a przynajmniej za zgodą owego właściciela. Zasób nie zawłaszczony jest w takim stanie, w jakim powstał naturalnie i jak został ewentualnie zmodyfikowany bez ingerencji człowieka.
  • zasoby posiadane, które mają precyzyjnie określonego właściciela i ich stan jest taki, na jaki zgadza się ich właściciel

Jeżeli te warunki nie zostały spełnione, mamy do czynienia z konfliktem prawno-arbitrażowym, takim jak zawłaszczenie zasobu posiadanego (kradzież) lub jego użytkowanie w sposób niezgodny z wolą właściciela. Właściciel takiego zasobu staje się w efekcie poszkodowanym i ma prawo domagać się od sprawcy stosownego odszkodowania, które ma wyrównać powstałą szkodę. Rozstrzygnięcia takich konfliktów bywają jednak bardzo skomplikowane, nawet do tego stopnia, że nie da się niektórych zasobów „rozkonfliktować” i jedynym wyjściem jest połączenie zasobów w jeden zasób i przekazanie go konsorcjum, które zawiążą dotychczasowi właściciele owych skonfliktowanych zasobów. Aby to zrobić, nie jest potrzebny żaden rozstrzygający organ, ludzie mogą sami między sobą rozstrzygnąć konflikt i poświadczyć to stosowną umową. Ale bywa, że nie mogą się dogadać i wtedy sprawę musi rozstrzygnąć sąd arbitrażowy.

Sądownictwo w strefie opiera się wyłącznie na sądach arbitrażowych. Sądy arbitrażowe to są instytucje funkcjonujące tak jak każda inna firma – wykonują swoją robotę i biorą za to pieniądze. Czasem może jakieś państwo dogadać się z taką firmą i częściowo finansować jej funkcjonowanie. Żaden z owych sądów arbitrażowych nie ma jednak władzy zmuszania obywatela do czegokolwiek.

Inna sprawa jest w przypadku prokuratury, której zadaniem jest namierzać i zwalczać wszelkie przestępstwa, jak i „zorganizowane” grupy przestępcze. Prokuratura występuje tu tylko w roli oskarżyciela i może działać pod egidą powiatu, państwa, czy inicjatywy (wszystko w zależności od podpisanych umów). Zadaniem prokuratury jest zebranie materiału pozwalającego osądzić człowieka, potem zajmuje się nim sąd. Prokuratura oczywiście zwykle często ryzykuje, jeśli aresztuje kogoś bez mocnych dowodów, ponieważ wtedy jest to zamach na własność (swojego ciała) i konieczność wypłaty odszkodowania. W pewnym sensie prokuratura narusza prawa podstawowe podczas swojego działania (nawet jeśli jej działanie jest częścią umowy między obywatelem a powiatem). Ale jeśli wykonuje swoją pracę rzetelnie, sąd zaliczy jej działania do kategorii koniecznych kroków prowadzących do rozstrzygnięcia konfliktu (przypominam, że sąd ma obowiązek uwzględnić, czy konflikt między ustalonymi zasadami i prawami podstawowymi powstał w sposób przypadkowy, czy zamierzony). Inaczej mówiąc, jeśli ktoś zostanie aresztowany siłą za kradzież, to teoretycznie mógłby ubiegać się o odszkodowanie za sam fakt, że użyto wobec niego przemocy, natomiast sąd arbitrażowy, uwzględniając wszelkie aspekty sprawy, nawet jeśli zaliczy tę sprawę do kategorii złamania prawa podstawowego przez prokuraturę, to ze względu na zasądzoną rekompensatę, roszczenia „podsądnego” zostaną po prostu przeważone. Jest to istotne, ponieważ jeżeli prokuratura potraktowałaby tak kogoś nie mającego zupełnie związku ze sprawą, lub też potraktowała przemocą kogoś, kto wcale unikać odpowiedzialności nie zamierzał i zadeklarował dobrowolnie poddanie się wyrokowi rekompensaty, wtedy już należałoby mu się odszkodowanie od organizacji na zlecenie której działała prokuratura.

Działanie sądu polega wyłącznie na tym, że trzeba określić dokładnie stan faktyczny (w tym celu tak jak normalnie po prostu przesłuchuje się świadków i określa dowody rzeczowe). Po zebraniu wszystkich dostępnych informacji określa „wyrok”. Ów „wyrok” jest jednak wyłącznie zebraniem informacji, która rozstrzyga sprawę i propozycją umowy, której podpisanie rozwiązuje problem, natomiast nikt nie ma obowiązku jej podpisać. Wyrok nie musi być jeden, sąd może zaproponować kilka różnych wyroków do wyboru, a nawet na bieżąco uzgadniać wyrok ze stronami (lub ich przedstawicielami). Następnie wszystkie strony konfliktu – oskarżyciele i oskarżeni – otrzymują wyrok w postaci umowy, którą sąd daje im do podpisania. Podpisanie oczywiście nie jest obowiązkowe, wyrok sądu jest jedynie propozycją, jak to ma miejsce zawsze w sądzie arbitrażowym. Sąd nie ma żadnej mocy sprawczej. Jeśli którakolwiek strona nie godzi się na podpisanie wyroku, sąd arbitrażowy przekazuje sprawę do Naczelnego Sądu Arbitrażowego.

NSA podejmuje się ponownego rozstrzygnięcia całej sprawy, oczywiście mając już wszystkie szczegóły i okoliczności podane na tacy. NSA oczywiście uwzględnia fakt, że sąd arbitrażowy już wyrok wydał i że pod tym wyrokiem ewentualnie niektóre ze stron już się podpisały. NSA ma obowiązek skonstruować wyrok ostateczny, i jest to jedyny przypadek, gdy obywatel zostaje zmuszony do podpisania umowy. Odmowa podpisania ostatecznego wyroku skutkuje „banicją ostateczną” (człowiek taki ma zakaz wjazdu do któregokolwiek miejsca w strefie pod groźbą śmierci).

Banicja ostateczna zresztą też nie jest taka prosta. Aby zostać banitą, trzeba zostać zaakceptowanym najpierw przez jakiekolwiek państwo na świecie, które zechce przyjąć po opuszczeniu strefy (musi być potwierdzone, że „skazaniec” zostanie w ogóle wpuszczony gdziekolwiek poza granicami strefy). Skazaniec ma możliwość aplikowania o uzyskanie azylu w dowolnym państwie – umowę w tym celu podpisuje się z państwem udzielającym azylu, ewentualnie z jakąś osobą, która zechce za niego poręczyć. Poręczające państwo lub poręczająca za niego osoba musi zobowiązać się (a umowę z prywatną osobą należy jeszcze potwierdzić w zarządzie terenowym, na terenie którego ta osoba mieszka – w praktyce zatem w państwie zamieszkania danej osoby), że ta osoba nie wydostanie się z przypisanego tam terenu i nigdy nie pojawi się więcej na terenie strefy. Jeżeli nie będzie mógł uzyskać azylu w żadnym państwie i u nikogo, wtedy do wyboru ma tylko dwie opcje:

  1. Śmierć na własne życzenie – głodowa lub samodzielne uśmiercenie za pomocą maszyny. Może to i jest okrutne, ale z drugiej strony jest to już ostateczne wyjście, przed zastosowaniem którego podejmuje się wszelkie możliwe inne wyjścia, oczywiście przewidziane w pierwotnej umowie, którą skazany podpisał z władzami terytorialnymi i państwowymi.
  2. Odsiadka w ośrodku przystosowawczym. Owe ośrodki to są – tak samo jak i sądy – prywatne firmy świadczące takie usługi. Firmy te oczywiście gonią do pracy, płacą grosze (o ile w ogóle), ale zapewniają wikt i opierunek. Stopień strzeżenia „pensjonariuszy” jest oczywiście zależny od tego, na ile pensjonariusz jest godny zaufania, co określa sąd w swoim wyroku. Sąd oczywiście jest obowiązany przedstawić skazanemu wszystkie firmy świadczące tego typu usługi i pozwolić skazanemu wybrać również wśród tych firm (oczywiście firma też może się zgodzić lub nie na podpisanie z podsądnym umowy). Wyrok taki zwykle wynika z zapisu umowy, którą ten obywatel podpisał z powiatem i jest on jedynie realizacją postanowień umowy. Nie ma też oczywiście żadnych przeszkód, by do tego ośrodka zgłosili się ludzie samodzielnie, aby nie martwić się o własny byt, oczywiście kosztem wolności osobistej.

W przypadku tzw. groźnych przestępców, czy też ludzi, których nie można wypuścić na wolność, sprawa wygląda tak samo: sąd może np. skazać na 10 lat odsiadki, a po 10 latach przeprowadzić psychiczną analizę skazanego i zdecydować o ewentualnym uwolnieniu lub kontynuacji odsiadki (na co również skazany ma prawo się zgodzić lub nie). Oczywiście każdemu z przestępców proponowane jest też dobrowolne się uśmiercenie (choć jawna taka propozycja jest składana tylko w przypadku niezgody na jakikolwiek z proponowanych wyroków i niemożliwości zostania banitą).

Skazanie na ewentualne więzienie może wynikać tylko i wyłącznie z dwóch źródeł:

  • podpisanej przez obywatela umowy z powiatem, w którym zgadza się na więzienie, gdy udowodni się mu złamanie określonych w umowie zasad
  • powiat nie pozwala temu człowiekowi na przebywanie na swoim terenie

Co oznacza wprost, że – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi – wsadzenie człowieka do więzienia nie jest pogwałceniem jego wolności.

7. Prawa oczywiste

Prawa podstawowe to dla wielu nadal będzie „anarchia”. Ktoś powie: a co z prawami człowieka, co z ochroną życia, co z obowiązkiem umieszczania składu na etykiecie, dotrzymywania oferty, równego traktowania klientów, chcącemu nie dzieje się krzywda itp.? Okazuje się, że właściwie wszystkie znane prawa człowieka, które są rozsądne, można wyprowadzić na bazie praw podstawowych.

Prawa oczywiste są dość szczególnym zestawem przepisów, i te nie należą do praw podstawowych, ponieważ uważa się je za prawa „istniejące w naturze” (prawa naturalne) lub wynikające pośrednio z praw podstawowych (prawa pochodne). Praw takich się nie ustala, takie prawa się odkrywa, i tak też są one traktowane – wynikają albo z logiki praw podstawowych, albo jest to „stwierdzenie faktu”. Generalnie zatem powinna istnieć zgoda co do interpretacji praw oczywistych, aczkolwiek mogą istnieć przypadki, gdy jeden powiat sam sobie wyda interpretację inną, niż obowiązująca w innych powiatach. Jest to jednak niepożądane, ponieważ może prowadzić do nierozwiązywalnych konfliktów. Oczywiście wszystkie te prawa muszą być skatalogowane – trudno żeby jakikolwiek sąd mógł rozstrzygać na podstawie prawa dotyczącego tej samej rzeczy rozumianego inaczej przez strony konfliktu, z których każda sobie je wymyśliła (zabrania tego prawo informacji).

Wśród praw oczywistych można wyróżnić następujące:

  1. Wolność. Wolność, czyli coś, co określa, że człowieka nie można do niczego zmusić, wszystko musi być przez niego dobrowolnie zaakceptowane lub odrzucone. Wolność uważa się po prostu za „stan podstawowy”, a owa wolność może być co najwyżej ograniczona – i jedynym istniejącym i dopuszczalnym ograniczeniem są tutaj wyłącznie trzy prawa podstawowe. Prawa podstawowe, z drugiej strony, również zabezpieczają wolność uniemożliwiając wprowadzenie jakichkolwiek dodatkowych ograniczeń wolności. Prawo umowy określa, że to, co jest napisane w umowie powinno być dotrzymane, a umowa jest podpisywana dobrowolnie. Prawo informacji – że to, co nie zostało jawnie określone jako zobowiązanie w umowie, nie istnieje, więc wymaganie od człowieka, by się do tego stosował, jest nieuprawnione. Dodatkowo prawo własności jasno stwierdza, że człowiek jest właścicielem swojego ciała, oraz że ze swojej własności człowiek ma prawo korzystać bez jakichkolwiek ograniczeń. A wolność można ograniczać tylko w jeden sposób: ze swojej własności człowiek może korzystać bez żadnych ograniczeń, z własności kogoś innego – tylko za zezwoleniem właściciela i na określonych przez niego warunkach (licencja). Czy można zatem kogoś „zmuszać” do, przykładowo, zakazu budowy elektrowni jądrowej na swoim terenie? Można, ale tylko w taki sposób, że teren, na którym się znajduje, jest terenem powiatu, który takie prawo ustanowił. Nie podoba się? Możesz się odseparować i wtedy buduj sobie bez ograniczeń, o ile zdobędziesz materiały w sytuacji, gdy nie możesz wydostać się ze swojej posesji. Chyba, że chcesz się wydostać i podpisać stosowną umowę – ale częścią tej umowy będzie oczywiście zobowiązanie, że nie będziesz budował elektrowni jądrowej. Chyba że w odpowiedni sposób uzgodnisz to z powiatem.
    Tak samo, niewolnictwo w strefie jest w ogóle niemożliwe, ponieważ deklaracja, że człowiek jest właścicielem swojego ciała, jest w definicji prawa własności. Powoduje to, że niemożliwe jest wykonanie transakcji sprzedaży, ponieważ niemożliwe jest odebranie tej własności.
  2. Prawo pochodnych. Prawo to stanowi, że jakiekolwiek zasoby, czy istnienia, podlegają w czasie przemianom i zmieniają swoją naturę, co może spowodować, że zmieni się ich wartość materialna, albo nawet zmieni się ich status względem praw podstawowych. Co prawda prawo informacji stanowi, że wszelkie stosowanie jakichkolwiek reguł i ich łamanie określa się na stan z dnia, w którym zdarzenie nastąpiło, ale prawo informacji, z drugiej strony, nie mówi bynajmniej, że przestępca, popełniający przestępstwo (np. niszczenie cudzej własności) musi być przed przestępstwem poinformowany o tym, co niszczy i jaką ma to własność, ponieważ jakiej by to wartości nie miało i co by w praktyce ową własnością nie było, tego mu zrobić nie wolno. Nie ma zatem znaczenia to, czy przestępca popełniał przestępstwo będąc przekonany, że popełnia drobną kradzież, a przypadkiem wyszło mu z tego zabójstwo. Dlatego, jeżeli – przykładowo – ktoś komuś zrzuci materiały łatwopalne na ziemię i podpali, niszcząc nasiona roślin, z których mają wyrosnąć duże rośliny i w przyszłości wytworzyć owoce, które ten gość sprzeda za grube pieniądze, to wartość odszkodowania, które musiałby sprawca zapłacić, nie jest równoważna wartości owych nasion oraz ewentualnie zniszczonej ziemi, tylko jest to mniej więcej oszacowana równowartość pieniędzy, które ten gość dostałby za sprzedane owoce. Na tej samej zasadzie również prawo pochodnych dotyczy zarodka ludzkiego (ale uwaga: nie jajeczka, czy plemnika, tylko zarodka). Zarodek może i jest zarodkiem, to, co się nosi w ciąży można sobie nazywać płodem – ale to nie zmienia faktu, że z niego potem wyrasta człowiek i staje się on potem dorosły w znaczeniu posiadający zdolność samodzielnego zawierania umów. To oznacza, że jakakolwiek ingerencja prowadząca do uśmiercenia jakiejkolwiek formy życia, która w perspektywie ma się stać dorosłym człowiekiem, jest traktowana tak samo, jak zabójstwo człowieka (zaznaczam tu jednak wyraźnie, że kwestia tego, w jaki sposób „karać” za zabójstwo, nie jest określona ani w prawie podstawowym, ani w prawach oczywistych).
  3. Równość. Oczywiście, prawa podstawowe nie mówią niczego o równości. Równość jest jednak oczywistością wynikającą przede wszystkim z prawa własności. Równość jest w ogóle zresztą stanem naturalnym – równość dopiero może zostać naruszona, jeżeli byśmy dokonali jakiejkolwiek czynności wobec danego człowieka, której w dokładnie tej samej sytuacji nie dokonalibyśmy wobec innego. Naruszenia te mogą się odbywać z różnych pobudek, jednak każda z nich jest zakazana przez prawa podstawowe:
    1. prawo własności definiuje prawo dla pojedynczego człowieka z zachowaniem tego prawa dla organizacji; tak zdefiniowane prawo obowiązuje tak samo każdego człowieka i nie ma tu mowy o wyjątku. To oznacza, że własność jednego człowieka jest tak samo nienaruszalna, jak własność innego człowieka. To prawo jest istotne również ze względu na konflikty. Prawo to również czyni konflikty domyślnie nierozwiązywalnymi – każdy ma takie samo prawo do swojej własności i każdemu tak samo nie wolno naruszać własności nikogo innego, nawet jeśli obie te własności są skonfliktowane.
    2. prawo umowy określa, że człowiek posiada obowiązki wypełniania jakichkolwiek dodatkowych czynności i podlegania dodatkowym regułom, poza tym, czego wymagają prawa podstawowe, tylko w takim zakresie, w jakim podpisał umowę, i to oczywiście dobrowolnie. Prawo umowy, również, jest określone dla wszystkich dokładnie tak samo.
    3. prawo informacji chyba najbardziej podkreśla oczywiste prawo równości, ponieważ nie ma równości bez informacji. Bez prawa informacji byłyby możliwe wszystkie oszustwa, przekręty, nieuczciwe namowy z kruczkami prawnymi i dopiskami drobnym drukiem, sprzedawanie klientom oszukanych towarów itd. – prawo informacji dokłada swoje do równości względem własności i równości względem dobrowolności podpisanych umów: umowa musi być podpisana nie tylko dobrowolnie, ale i świadomie; czynności wynikające z umowy muszą być wykonywane również świadomie – a z drugiej strony, człowiek który nie jest w stanie zrozumieć umowy, nie może jej podpisać.

    Nawet podpisanie umowy nie gwarantuje na 100%, że będzie ona musiała być wykonana bez względu na jakiekolwiek okoliczności. Sygnatariusz może, zwłaszcza w przypadku niejasno skonstruowanej umowy, podać ją do sądu i może uzyskać od niego podważenie umowy. Powody jej podważenia mogą być różne: może być niezgodna z prawami podstawowymi, w przypadku prawa informacji może zostać „opacznie zrozumiana” przez sygnatariusza (może istnieć, stworzona przez państwo lub powiat, instytucja zajmująca się indeksowaniem umów oraz przyjmowaniem oświadczeń o umowach – mając takie oświadczenie w ręku można mieć duże szanse podważenia umowy, gdyby zawierała ona w efekcie przepis, który nie został przez sygnatariusza właściwie zrozumiany). Prawo informacji, jak wszystkie trzy prawa podstawowe, jest bronią obosieczną: im bardziej pokrętną i niejasną umowę przedstawi jedna ze stron, tym większe prawdopodobieństwo, że druga ze stron uzyska jej podważenie w sądzie, dodatkowo narażając tego pierwszego na koszty. W najlepszym interesie wszystkich sygnatariuszy umowy jest takie uzgodnienie warunków, gdzie wszyscy zgadzają się co do ustaleń i wszyscy tak samo je rozumieją.

    Nie oznacza to oczywiście, że każdą umowę można sobie podważyć, gdy jej zapisy nagle stały się niewygodne. Podważenie umowy może być trudne, szczególnie gdy została ona podpisana, a sygnatariusz zadeklarował, że umowę przeczytał, zapoznał się z jej treścią, zrozumiał ją, i zobowiązał się do stosowania. Trudno by było mu jednak udowodnić w sądzie, że choć podpisał, że zrozumiał, to jednak zrozumiał inaczej, niż inny sygnatariusz. Prawo informacji nakazuje jednak sygnatariuszowi, aby zgodne z prawdą było jego przekonanie o tym, że umowę w określony sposób rozumie, a nie żeby potwierdzało zrozumienie umowy zgodnie z intencjami drugiego sygnatariusza (wymóg taki byłby zresztą niemożliwy do zrealizowania). Możliwa jest zatem sytuacja, gdy określony przepis w umowie jest inaczej interpretowany przez jednego, a inaczej przez drugiego sygnatariusza. W takiej sytuacji sygnatariusz, który uważa, że drugi z sygnatariuszy nie wywiązuje się z postanowień umowy powinien najpierw powiadomić tego drugiego i uzyskać wyjaśnienie (jest to zwykle wymóg sądu, gdyby się do niego chciał zwrócić o rozstrzygnięcie). Jeżeli uzyska od niego wyjaśnienie, które określa jego interpretację tego przepisu, która to interpretacja usprawiedliwia fakt realizacji postanowień umowy inaczej, niż rozumie to oskarżyciel, wtedy jedyną możliwością jest rozstrzygnięcie przez sąd – prawdopodobnie poprzez powołanie biegłych – prawdopodobieństwa, że tak to może zostać zrozumiane (mówiąc potocznie, chodzi o sprawdzenie, czy czasem oskarżony sygnatariusz nie „rżnie głupa”). Sąd może zdecydować wtedy, czy jest to niezamierzone nieporozumienie, wtedy przedstawia swoją propozycję rozwiązania problemu, czy też jest to nieprawdopodobne, by można było to w ten sposób zrozumieć, w wyniku czego oskarżony sygnatariusz traci możliwości rozstrzygnięcia sporu na swoją korzyść.

    Istnieje szeroki wachlarz możliwości, w jaki sposób jeden z sygnatariuszy może usprawiedliwić niewykonywanie postanowień umowy lub chęć jej podważenia. Warunek musi być tylko jeden: taki sygnatariusz musi umieć uzasadnić, że takie postępowanie wynika z okoliczności, na które on osobiście nie miał wpływu, lub też przerosło to jego możliwości. Oczywiście sąd nie zaproponuje nigdy wyroku, który uwolni go w ten sposób od odpowiedzialności, ale z drugiej strony żaden sąd nie może wydać wyroku niemożliwego do zrealizowania przez którąkolwiek ze stron, ani wyroku, który by w efekcie działał na szkodę komukolwiek, kto nie jest bezpośrednią stroną w sprawie (ponieważ taki wyrok byłby niezgodny z prawem podstawowym).

  4. Prawo zasobów. Aby prawo własności mogło działać, trzeba określić, co może być tym „czymś”, co może podlegać własności. Nie można sprowadzać zasobu wyłącznie do pojęcia materialnej, „namacalnej” rzeczy, bo wtedy okaże się, że można nie szanować czyjejś pracy (czerpać z niej faktyczne korzyści, nie wynagradzając jej), jeżeli owa praca nie spowodowała wytworzenia czegoś materialnego. Dlatego używa się pojęcia „zasobu”, który definiuje się mniej więcej w taki sposób:
    • Zasobem jest każda rzecz materialna („namacalna”), jak również każda żywa istota, która nie ma możliwości zrozumienia praw podstawowych, ani nie posiada zdolności zawierania umów
    • Zasobem jest rezultat wykonanej czynności w dowolnej postaci (również niematerialnej), jeśli tylko można określić korzyść, jaką ktokolwiek może odnieść z owego rezultatu. Uważa się w szczególności, że jeśli ktoś odniósł korzyść z czegoś, co jest rezultatem czyjejś pracy, powinien zrobić to poprzez zakup lub dzierżawę
    • Możemy też mówić o „antyzasobie”, czyli czymś, co spełnia mniej więcej powyższe definicje, ale może powodować zmniejszenie wartości innego zasobu. Gdy jest to wykonana czynność na jakimś zasobie, możemy mówić wtedy o spowodowaniu strat, ale też podobnie o dodatkowym zysku, jeżeli czynność wykonana na zasobie zwiększyła jego wartość. Antyzasób jest elementem niepożądanym, wprowadzenie antyzasobu uważa się za spowodowanie straty, tak samo jak usunięcie lub zniszczenie antyzasobu przywraca ową wartość. Tu uwaga oczywiście jest taka, że wartość zasobu może różnić się w pojęciu różnych ludzi nawet w takiej kwestii, czy zasób ma „dodatnią” czy „ujemną” wartość.

    Te reguły wykluczają np. możliwość przywłaszczania sobie różnych niematerialnych zasobów naturalnych. Przywłaszczenie zasobu naturalnego może nastąpić tylko przez właściciela terenu, na którym się pojawił – jeśli więc był to zasób, który potencjalnie może się „pojawić” na dowolnym terenie, nie może być przywłaszczony w ogóle. Z drugiej strony, również zasoby materialne mogą podlegać zniesieniu własności (takie jak np. woda ze źródła, które znajduje się na prywatnym terenie), co oznacza, że właściciel powiązanego z nim zasobu ani nie rości sobie do niego praw, ani nie odpowiada za jakiekolwiek „użytkowanie” innej własności przez ten zasób.
    Z zasobem i prawem własności ściśle związane są określenia transakcji „kupna” i „dzierżawy”:

    • kupno jest transakcją w wyniku której właściciel zasobu przekazuje na własność zasób klientowi, zgodnie z ustalonymi w umowie transakcji zasadami (np. cena zakupu). Po zakończeniu transakcji klient staje się nowym właścicielem zasobu, natomiast poprzedni właściciel jest pozbawiony tego zasobu.
    • dzierżawa jest transakcją w wyniku której właściciel zasobu pozwala klientowi na uzyskanie określonej korzyści z podanego zasobu, zgodnie z ustalonymi w umowie transakcji zasadami. Transakcja może być jednorazowa, cykliczna lub ograniczona czasowo, niezależnie od tego zarówno w trakcie obowiązywania dzierżawy, jak i po jej zakończeniu, nie wpływa ona na kwestię własności zasobu.

    Tu oczywiście trzeba też zaznaczyć, że zasoby, poza tym, że są przedmiotem własności, mogą posiadać też przypisania umowy (definicja tego przypisania jest zwykle zawarta w jakiejś umowie podpisanej przez właściciela i może być, jak każda część umowy, stworzona na bazie któregoś ze Standardów). Na przykład, wspomniana tu umowa dzierżawy jest – poza tym, że istnieją jej sygnatariusze, czyli najemca i właściciel – również przypisana do zasobu (czyli przedmiotu dzierżawy). To oznacza, że taki zasób może w ten sposób nadal podlegać sprzedaży – po prostu nowy właściciel musi podpisać umowę kontynuacji dzierżawy z tym samym klientem (klient nie ma tu wtedy możliwości wyboru, co najwyżej, jak mu się nowy właściciel nie podoba, może wypowiedzieć umowę dzierżawy, zgodnie z zawartymi wcześniej warunkami wypowiedzenia umowy). Na tej samej zasadzie, umowa właściciela ziemskiego z organizacją wspólnoty powiatowej jest również przypisana do ziemi, co oznacza, że ewentualny nabywca tej ziemi nadal należy do powiatu i nabywca również podpisuje umowę z powiatem (jako warunek konieczny transakcji). W przypadku przypisań trzeba pamiętać, że ta kwestia musi być częścią umowy podpisanej zarówno na użytkowanie, jak i – jeśli zasób jest własnością konsorcjum – częścią umowy konsorcjum. Na tej samej zasadzie, członek konsorcjum może zechcieć sprzedać swoje udziały komuś innemu, kto stanie się a jego zastępstwie członkiem konsorcjum. Ale to powoduje, że sama sprzedaż może odbyć się tylko pod warunkiem, że nowy właściciel może stać się członkiem konsorcjum w zastępstwie sprzedającego, co wymaga akceptacji dotychczasowych członków, lub zarządu konsorcjum, ewentualnie zgody awansem (wszystko w zależności od zapisów w umowie konsorcjum). Owa „zgoda awansem” jest zresztą bardzo wątpliwa, żeby w ogóle dało się ją zrealizować, ponieważ jest niezgodna z prawem informacji (nie można dać zgody na dopuszczenie do członkostwa w konsorcjum kogoś, o kim nic nie wiadomo, i choćby czysto teoretycznie mógłby być to ktoś, na kogo nikt się nie będzie chciał zgodzić, ponieważ jest to niezgodne z wymogiem świadomości podejmowanych decyzji, będącym częścią prawa informacji).

  5. Prawo użytkowania zasobu. Istotną właściwością zasobu jest możliwość jego użytkowania. Możliwe sposoby użytkowania zasobu (również stwierdzenie, czy zasób w ogóle jest użytkowany, czy nie) określa właściciel zasobu, na to jednak są nałożone pewne ograniczenia:
    • zasób, jeśli jest przez właściciela udostępniony publicznie, musi posiadać opcję „nie użytkowania zasobu” (wymaga tego prawo umowy, które stwierdza, że umowa musi być zawarta dobrowolnie)
    • uważa się, że potencjalny „klient” użytkuje zasób tylko wtedy, gdy klient jest świadomy istnienia zasobu i zna warunki jego użytkowania (prawo informacji)

    Oczywiście dopuszcza się, że np. jeśli zasób jest przedmiotem materialnym, to wejście z przedmiotem w jakikolwiek kontakt dotykowy (wzięcie go do ręki, zabranie ze sobą, siadanie lub stawanie na nim) jest bezsprzecznie traktowane jako jego użytkowanie (w tym konkretnym przypadku w razie rozprawy sądowej pozwany klient nie może zasłaniać się prawem informacji, chyba że byłby w stanie podać informację, która wypłynęła od właściciela i sugeruje ona, że właściciel pozwala na to każdemu bez ograniczeń). Jeśli jednak właściciel za użytkowanie zasobu uważa np. jego oglądanie, wąchanie, czy słuchanie (a z tych wiele można zrobić również na odległość i również nieświadomie), to ma absolutny obowiązek:

    • Przedstawić jasne i czytelne warunki korzystania z zasobu wszystkim, którzy potencjalnie chcieliby skorzystać z zasobu
    • Uniemożliwić przypadkowe korzystanie z zasobu ludziom, którzy nie wyrazili na to chęci (tzn. jeżeli chciałby mieć możliwość pozwania tych ludzi, którzy próbują użytkować jego zasób w sposób niezgodny z warunkami użytkowania, musi wykazać, że wykonał wszystkie możliwe czynności, by korzystanie z zasobu było dostępne tylko i wyłącznie dla tych, którzy zrozumieli zasady użytkowania i się na nie zgodzili). Uniemożliwienie to jest konieczne zwłaszcza w przypadku, gdyby wejście w interakcję z zasobem spowodowało szkody u nieświadomego „klienta” – bo wtedy to właściciel może zostać pozwany przez „klienta” do sądu.

    W ogólności zresztą każdy zasób obowiązuje konieczna ochrona przed przypadkowym użytkowaniem, w przeciwnym razie sąd nie uzna roszczeń właściciela w stosunku do klienta użytkującego zasób niezgodnie z postanowieniami właściciela. Jeżeli jest to teren ziemski, to powinien być ogrodzony, lub przynajmniej na całej długości granicy powinna być widoczna informacja o warunkach, które jest obowiązany spełnić każdy, kto ma zamiar przekroczyć granicę. Teoretycznie bowiem jeżeli ktoś korzysta z zasobu i robi to niezgodnie z warunkami przedstawionymi przez właściciela, to właściciel powinien móc żądać odszkodowania (lub dopełnienia umowy użytkowania). Ale żeby to zrobić, musi być spełniony podstawowy warunek narzucony przez prawo informacji: klient musi być świadomy tego, że przedmiot użytkował, zanim owo użytkowanie rozpoczął, a jeżeli naruszył warunki umowy użytkowania, to że zrobił to świadomie. Z tego powodu właściciel zasobu nie może definiować użytkowania w taki sposób, aby stało to w sprzeczności z podanymi wyżej warunkami – np. nie może kazać sobie płacić za „myślenie o zasobie”.
    Natomiast jedną z istotnych rzeczy związanych z użytkowaniem zasobu jest skorzystanie z zasobu w celu stworzenia nowego zasobu. W szczególności dotyczy to tzw. „własności intelektualnej”. Własność intelektualna jak najbardziej może być zasobem, natomiast nie jest oczywiste, czy stworzenie zasobu z wykorzystaniem innego zasobu było wpływem tylko w jedną stronę, czy może w obie. Jeśli w obie, to roszczenia właściciela zasobu źródłowego wcale nie są takie oczywiste. Przykładowo, jeżeli ktoś puszcza piosenkę w publicznym radiu (załóżmy, które utrzymuje się z reklam), które każdy może sobie odbierać bez dekodowania, ktoś sobie nagra tą piosenkę z radia, a następnie będzie puszczał tą muzykę u siebie w sklepie, w którym przebywają klienci, wszelkie roszczenia kogoś, kto posiada prawa własności do tej piosenki, zostaną z marszu odrzucone. Inna sprawa by była, gdyby ktoś z takich nagrań z radia zrobił płytę i usiłował ją sprzedać za pieniądze. W takim przypadku obowiązuje „prawo porzuconego zasobu”: zasób nadal ma przypisaną osobę źródłową, od której wyszedł; skoro ta osoba zadeklarowała porzucenie zasobu, tzn. nie rości sobie praw własności do tego zasobu lub reguła użytkowania obejmuje publiczne odtwarzanie, to jest ona stroną w sprawie, gdyby doszło do przywłaszczenia. Sprzedaż płyty z utworami nagranymi z publicznego radia jest niemożliwa, podobnie jak niemożliwa jest sprzedaż wody ze źródła zadeklarowanego jako publiczne. O ile bowiem taki usługodawca ma prawo policzyć sobie za koszt dostarczenia zasobu, o tyle gdyby montował płyty z nagranych z radia utworów i próbował je rozprowadzać, powstaje wtedy problem „zdobywania klienta” poprzez posiadanie płyty z utworami, co wprost oznacza uzyskanie korzyści powiązanej z owym utworem. Uzyskiwanie korzyści z publicznego zasobu jest zakazane, a „osoba źródłowa” ma prawo ubiegać się o odszkodowanie z tytułu uzyskania korzyści.

  6. Spełnienie umowy. Umowa, jak wiadomo, nie musi być w formie pisemnej podpisanej przez wszystkie osoby fizyczne reprezentujące strony umowy („sygnatariuszy”), choć jest to jej najbardziej podstawowa forma. Prawo umowy spełnia każda forma uzgodnienia reguł między dwoma podmiotami i podjęcia się ich spełnienia. Jest to też zatem między innymi:
    • Umowa ustna. Taka umowa zawierana jest po prostu poprzez umówienie się, bez zapisywania tego gdziekolwiek (choć oczywiście można zapisać przebieg rozmowy). Jest dokładnie tak samo ważna, jak umowa spisana i podpisana, choć oczywiście zdecydowanie trudniej by było ją obronić w sądzie. Umowa ustna może mieć świadków i ich potwierdzenie może podtrzymać wersję umowy, pod warunkiem, że świadectwo zostanie uznane za wiarygodne. Nie ma żadnych ścisłych reguł jak to osiągnąć i to jest podstawowa wada tej umowy.
    • Umowa jednostronna. To jest generalna kategoria umów, którą określa się umowę sporządzaną i żądaną do spełnienia przez właściciela zasobu, natomiast jej zawarcie następuje z chwilą świadomego i dobrowolnego wejścia w interakcję z zasobem – natomiast samo zawarcie umowy odbywa się najczęściej bez wiedzy i osobistej zgody właściciela zasobu. Umowa taka może istnieć i być uważana za umowę, ponieważ nie ma żadnych nakazów w prawie umowy, które by określały, w jaki sposób ma nastąpić potwierdzenie, że umowa została zawarta – jedynym nakazem jest, by przystąpienie do umowy było dobrowolne i świadome, a zasób był zabezpieczony przed przypadkowym użytkowaniem przez osoby, które nie potwierdziły przyjęcia do wiadomości reguł umowy. Umowa jednostronna, z oczywistych względów, może dotyczyć tylko i wyłącznie użytkowania zasobów i nie może nakładać na „klienta” żadnych obowiązków, jeśli nie wynikają one z użytkowania zasobów, na które to klient dobrowolnie przystał (w przeciwnym razie nie ma mowy o „dobrowolności”, co jest podstawowym elementem prawa umowy). Istnieją dwie podkategorie takiej umowy: umowa publiczna oraz umowa dedykowana.
    • Umowa publiczna. Jest to rodzaj umowy jednostronnej danej dla każdego, kto chciałby skorzystać z zasobu i nie jest objęty inną umową korzystania z tego samego zasobu. Polega to na tym, że wystawia się zasób w miejscu dostępnym dla każdego, ale umieszcza się odpowiedni zestaw informacji, zakłada się, że zrozumiały dla każdego, kto mógłby się tam znajdować i chcieć z niego skorzystać, który informuje o zasadach, wedle których można z zasobu skorzystać. Na przykład, jak to jest często w Niemczech, rolnicy wystawiają różne produkty na polu w pobliżu drogi wraz z tabliczką z napisaną nazwą produktu i ceną. Klient może czynności przewidziane ową umową wykonywać bez wiedzy i osobistej zgody właściciela zasobu i bez podpisywania jakiegokolwiek zobowiązania. Warunkiem jest jedynie spełnienie warunków umowy – w omawianych przypadkach chodzi o wrzucenie odpowiednich monet odpowiadających wartości nabywanego towaru, konkretnie ceny napisanej na kartce.
    • Umowa dedykowana. Umowę taką może zainicjować właściciel dowolnego zasobu, który jest publicznie dostępny (niektórych zasobów po prostu nie da się „schować”), tyle że w odróżnieniu od umowy publicznej, użytkownik zasobu jest już jednoznacznie zidentyfikowany (w jakikolwiek sposób, w tym również pośrednio, np. jako członek określonej organizacji). Umowę taką stosuje się zwykle aby dać dostęp wskazanym osobom do zasobu na innych zasadach, niż pozostałym, których obowiązuje umowa publiczna (w tym również zakazać określonym osobom użytkowania zasobu, np. zakaz wstępu dla określonej osoby na teren powiatu). Umowa taka obowiązuje klienta, mimo że on jej nie podpisał, natomiast jest nieefektywna dopóki klient nie będzie próbował wejść w interakcję z zasobem.
  7. Prawo ziemi. Teren ziemski wyjątkowo podlega trochę innym regulacjom, niż inne zasoby, co wynika z jego właściwości – nie da się go „nie używać w ogóle”, bo gdzieś trzeba się w ogóle znajdować (nawet tylko w tym celu, by uzyskać jakąś informację!), jak również trzeba coś postanowić w kwestii tego, że aby fizycznie dostać się z jednego odległego obszaru na drugi, to trzeba zazwyczaj przejść przez posiadłość będącą czyjąś inną własnością. Użytkowanie terenu ziemskiego przez osoby nie będące właścicielami odbywa się prawie wyłącznie na zasadzie umowy publicznej (względnie dedykowanej). Niedopuszczalne jest w ogóle coś takiego jak teren będący własnością prywatną osoby fizycznej, bez zaznaczenia granic (chyba że dopuszcza to powiat – ale wtedy powiat sam musi uregulować kwestie tego, jak ludzie przebywający na terenie powiatu mają rozpoznawać, gdzie jest czyja posiadłość, no i oczywiście musi mieć obowiązkowo zaznaczone swoje własne granice, nawet jeżeli dwa sąsiadujące powiaty zawiązały między sobą jakąś organizację). Oczywiście większość posiadłości nie musi niczego konkretnego oznaczać, poza granicami posiadłości, ponieważ wszystko i tak reguluje powiat – znalezienie się zatem na terenie powiatu oznacza zgodę na warunki, jakie powiat wyznacza przebywającym na jego terenie ludziom, w tym również dotyczące posiadłości osób fizycznych (najczęściej sprowadza się to do nakazania ogrodzenia posiadłości, oraz ustanowienia prawa, że przez ogrodzenia się nie przeskakuje 🙂 ).
  8. Prawo nieokreśloności. Jest to prawo, które wynika wprost z prawa informacji i częściowo z prawa naturalnego. Prawo takie stanowi, w skrócie, że prawo, które nie zostało wprost określone, nie istnieje. Inaczej mówiąc, nie jest możliwe w ogóle wprowadzenie do jakiejkolwiek umowy jakiegokolwiek przepisu (a dokładnie nie jest możliwe późniejsze usankcjonowanie wymogu wykonania takiego przepisu), który by zakładał, że należy zastosować się do zasad, które zostaną w przyszłości zmienione lub wprowadzone na nowo. Jeżeli by w umowie był taki przepis, że, przykładowo, w stosunkach z daną instytucją obowiązuje regulamin, a regulamin podlega zmianom w czasie, to znaczy, że do końca do kiedy obowiązuje ta umowa, wymieniony tam regulamin to jest regulamin z datą tą samą, co data zawarcia umowy – niezależnie od tego ile razy od tej daty regulamin był aktualizowany. Prawo to czyni również nieefektywnymi wszelkie przepisy, którymi jedna ze stron „zastrzega sobie prawo” do wprowadzania dodatkowych reguł w ramach bieżącej umowy.
  9. Prawo nieagresji. Najbardziej znana, podstawowa zasada libertariańska – wynika w istocie wprost z prawa własności, rozpoczynającej się już od prawa do swojego ciała, oraz prawa do każdego zasobu, którego się zostało właścicielem. W istocie zasada nieagresji odnosi się do zdobywania czegokolwiek przemocą – prawo własności jasno stwierdza stan kwestii własności, w tym własności swojego ciała. Jakakolwiek agresja jest sprowadzalna do złamania prawa własności.
  10. Prawo zjawisk naturalnych. (TBD)
  11. (cdn – jestem w trakcie dodawania nowych, proszę o cierpliwość 🙂 )

8. Utworzenie strefy

Jak wspomniałem, jest niewielka szansa na to, żeby założyć taką strefę na niezamieszkałym terenie, a na dodatek wiele dawnych państw powstało poprzez narzucenie go ludziom istniejącym na zajmowanym terenie, często wbrew ich woli. Można jednak znaleźć jakiś sensowny kompromis.

Strefa mogłaby być wyznaczona po wynegocjowaniu warunków z państwem, na terenie którego tworzy się ową strefę, oraz z wyznaczeniem roku czasu, kiedy strefa już formalnie będzie istniała, ale nadal będzie działać na tych samych warunkach, co dawniej. W tym czasie oczywiście wszyscy mieszkańcy strefy (a przede wszystkim wszyscy właściciele ziemi) powinni zostać poinformowani o nowych warunkach dotyczących zamieszkania. Jeżeli nie będą chcieli mieszkać „w strefie”, należałoby wtedy zapewnić im możliwość przeniesienia się poza strefę, do tworzącego państwa. Oczywiście na koszt państwa (ale nie do końca, zaraz wyjaśnię to dokładniej).

Przy założeniu, że strefę będą zamieszkiwać już tylko ci, którzy chcą tam nadal mieszkać, uzupełnieni ewentualnie o tych, którzy zdecydowali się tam kupić ziemię, strefa przez pierwszy rok działa „na starych warunkach”, to znaczy, dokładnie tak samo, jak wcześniej, obowiązuje prawo kraju tworzącego, wraz ze wszystkimi nakazami, podatkami, opłatami itd. Jednak jest drobna różnica w stosunku do tego, gdyby strefa ta była częścią państwa: otóż podstawą prawną tego porządku nie jest już konstytucja i prawo państwa tworzącego, lecz umowa, która jest od utworzenia strefy zawierana na rok czasu z każdym z powiatów strefy.

Umowa ta określa w szczególności, że na terenie powiatu obowiązuje prawo państwa tworzącego. Umowa ta oczywiście jest na czas określony, z możliwością przedłużenia na kolejne lata. Gdy ów pierwszy rok upłynie, każdy powiat od tego momentu autonomicznie, każdy niezależnie od siebie, ma możliwość przedłużenia umowy z państwem tworzącym – lub nie. Może również zawrzeć umowę z dowolną inną organizacją państwową działającą na terenie strefy. Organizację taką każdy może utworzyć bez ograniczeń. Oczywiście zawarcie umowy z jakąkolwiek inną taką organizacją będzie wymagało rozwiązania umowy z państwem tworzącym, ponieważ takie państwo jest siłą rzeczy monopolistyczne i nie dopuszcza możliwości działania innych państw na tym samym terenie. Oczywiście nadal z państwem tworzącym można podpisywać umowy dotyczące innych spraw, na przykład różnorakiej współpracy.

W momencie, gdy powiat nie przedłuży umowy z państwem tworzącym, ani nie zawrze z nim innej umowy, na jego terenie przestaje działać jakiekolwiek prawo państwa tworzącego, jest całkowicie wyłączony spod jego jurysdykcji. Jeżeli państwo tworzące, przykładowo, było członkiem Unii Europejskiej, czy choćby układu z Schengen, wszystkie wynikające z tego regulacje również przestają działać (powiat może do owych organizacji sam przystąpić, jeśli chce, względnie może to zrobić grupa powiatów w ramach Inicjatywy). Wszelkie instytucje samorządowe przechodzą wtedy całkowicie pod kontrolę powiatu, natomiast instytucje rządowe (takie jak urząd skarbowy, czy wojewoda) zostają zlikwidowane.

Oczywiście istnieje parę kwestii do rozwiązania.

Ludzie muszą nadal pracować i nadal mieć ubezpieczenie społeczne i emerytalne. Te kwestie już ustala samo państwo wirtualne. Jeżeli ktoś przestaje się ubezpieczać w ZUS-ie, jest wtedy od tego momentu traktowany tak, jak by przestał pracować i nie pracował już w ogóle do 67 roku życia – i tak ZUS oblicza mu emeryturę (chyba żeby w międzyczasie przeniósł się do Polski, wtedy ma tylko przerwę). Zazwyczaj oczywiście pracownik z terenu takiego powiatu będzie odkładał pieniądze na emeryturę według planu emerytalnego. Kwestię ubezpieczenia społecznego natomiast ustala państwo wirtualne. Może jej nie regulować, jeśli nie chce, i pozostawić to do wyboru obywatelom.

Druga sprawa to jest dług publiczny, który zgodnie z zasadą własności też będzie niestety odziedziczony przez strefę. W momencie, gdy dany powiat będzie chciał odstąpić od umowy z państwem tworzącym, należy obliczyć jego pozostałe zobowiązania wobec państwa. Powiat taki przejmuje na siebie część długu publicznego i zawiera specjalną umowę, w której zobowiązuje się do jego spłaty. Do tego będą się wliczać między innymi też koszty wspomnianych przeprowadzek, choć w porównaniu ze zobowiązaniem spłaty deficytu budżetowego i piramidy ZUS-u to będzie kropla w morzu.

Z drugiej jednak strony, jeśli symulacja budżetu, który zostałby rozprowadzony w kolejnych latach w ramach jakichkolwiek dotacji, zostanie przedstawiony jako utracony wpływ, musi być policzony razem z częścią długu publicznego, który trzeba będzie spłacić (konkretnie suma ta zostanie odjęta od przypisanej strefie części długu publicznego).

9. Potencjalne możliwości

Oczywiście wypadałoby zebrać różne dobre pomysły, na które potencjalnie ludzie mogą wpaść, żeby chociaż można było wytłumaczyć, co konkretnie może się stać w momencie upłynięcia obowiązkowego terminu umowy z państwem tworzącym.

Ten czas jest ustanowiony po to, żeby można było utworzyć i zorganizować państwa wirtualne. Każdy może wpaść na pomysł zrobienia własnego państwa i sam zorganizować wszystkie kwestie, które państwo ma regulować i organizować:

  • przekazywać powiatowi, na terenie którego mieszka obywatel państwa, odpowiednią składkę, z której pokrywa on wydatki infrastrukturalne
  • organizować szkolnictwo i edukację (uczelnie wyższe, jeżeli jakieś były na terenie strefy, muszą przejść pod kuratelę któregoś państwa, z którym powiat ma podpisaną umowę, albo zostać zlikwidowane)
  • sponsorować badania naukowe i handlować ich osiągami
  • organizować prokuraturę, sądy arbitrażowe oraz stróżów prawa

Oczywiście każdy powiat ma też obowiązek utworzyć organizację państwową całkowicie własną, której istnienie sprowadza się wyłącznie do pobierania odpowiedniej składki bezpośrednio na wydatki powiatowe (praktycznie tylko infrastrukturalne oraz ‚straż powiatową’, bo do niczego więcej zwykle nie rości sobie prawa). Każdy może się do tego państwa zapisać, jeśli tylko jest mieszkańcem powiatu. Wadą takiej przynależności państwowej jest jednak to, że obywatel takiego państwa nie może przeprowadzić się do innego powiatu (tzn. musiałby w tym celu również przenieść się do innego państwa, bo państwo powiatowe nie działa nigdzie poza tworzącym go powiatem). Domniemam jednak, że przeprowadzki w inne miejsca zdarzają się głównie „za pracą”, więc wtedy tylko dogaduje się z pracodawcą, co musi zrobić, żeby zostać zatrudnionym – może być oczywiście konieczne przeprowadzenie się do innego państwa. Tu pracodawca najczęściej pomoże załatwić formalności, w końcu zależy mu, skoro pracownika ściąga z innego powiatu. Możliwe jest nawet coś takiego, że ktoś, kto został dopiero co wykształcony, zobowiąże się do przeniesienia do innego państwa na rok czasu, a potem powróci, przez co spłata jego zobowiązań podatkowych za poniesione wydatki edukacyjne zostanie odroczona (a pracownik będzie miał możliwość przez pewien krótki czas uzyskać więcej pieniędzy, niż by uzyskał w „swoim” państwie).

Jeżeli z kolei jesteś właścicielem ziemi, i akurat nikt wokół ciebie nie pali się do zrywania umowy z państwem tworzącym – możesz po prostu stworzyć własny powiat ze swojego obszaru ziemskiego. Jest to oczywiście mało realne, trzeba by było być właścicielem bardzo dużego ziemskiego terenu i mieć na swoim terenie lądowisko dla helikoptera, bo to mógłby być jedyny środek transportu pozwalający przemieszczać się w inne miejsce, jeśli ościenne powiaty będą złośliwe i nie zgodzą się na korzystanie przez ciebie z ich dróg (choć oczywiście można ich wtedy podać do sądu za utrudnianie przemieszczania się do innych miejsc, co narusza prawo własności – decydowania przez człowieka gdzie chce przebywać, przy założeniu, że właściciele innych ziem nie robią problemu z tym, żeby go na nie wpuszczać). Ale zawsze może się w ten sposób dogadać kilku właścicieli ziemskich sąsiadujących ze sobą, nawet gdyby byli przedzieleni drogami. Powiat, do którego należą drogi, teoretycznie może się nie zgodzić, wtedy rozstrzygnięcie musi być po stronie sądu arbitrażowego, formalnie bowiem to tamten powiat jest właścicielem drogi. Jednak nowi właściciele mogą założyć konsorcjum, które odkupi drogę od tego powiatu (być może będzie potrzebna interwencja sądu arbitrażowego w kwestii wyceny), a następnie przekaże konsorcjum nowemu powiatowi.

Ważnym elementem całości systemu jest to, że władze powiatu muszą mieć dokładnie zindeksowane, kto jest właścicielem ziemi znajdującej się na terenie powiatu. Zawsze może zdarzyć się sytuacja, że właścicielem gruntu jest jakaś osoba mieszkająca za granicą, z którą kompletnie nie ma kontaktu. Powiat nie może nic z taką ziemią zrobić, niezależnie od tego, kto nim akurat włada, dlatego że wszelka ingerencja naruszałaby zasadę własności. Ale, tak jak jeden właściciel obszaru ziemskiego może samodzielnie wystąpić z powiatu, tak i rada powiatu może podjąć decyzję o wyrzuceniu danej ziemi z obszaru powiatu. Obszar taki staje się nowym powiatem niezależnie od tego, czy właścicielowi ziemi się to podoba, czy nie. Powiat może też zaryzykować i przejąć własność, licząc się z tym, że jak właściciel się znajdzie, to trzeba będzie mu wypłacić odszkodowanie.

X. Podsumowanie

W tym projekcie przedstawiłem, mam nadzieję, takie warunki, że wszelkie próby „zawłaszczenia”, czy „hackowania” obowiązujących w niej wolności są utrudnione do granic możliwości. Prawdopodobnie sam dokument będzie wymagał późniejszych uzupełnień, choć w praktyce całość owego projektu można zawrzeć w punkcie 5. Opis całościowy jest długi tylko i wyłącznie dlatego, że sporo wyjaśnień niestety trzeba podać, żeby wytłumaczyć, ile rzeczy naprawdę nie musi się znajdować w przepisach i nie musi być regulowane.